Latest Entries »

Moja przeszłość – technikum – część IV

W technikum zastanawiałam się nad zainteresowaniami. Wydawało mi się, że nie mam żadnych. Oprócz filmów, nie miałam o czym rozmawiać z rówieśnikami. Zaczęłam więc wszystkim się interesować. Trochę przesadziłam w drugą stronę, bo znałam się na większości tematów po trochu zamiast wgłębiać się w nie i tylko te ważniejsze dla mnie. To utrudniało mi rozmowy, bo mieli większą wiedzę ode mnie w danym zagadnieniu. Nie miałam czym ich zaskoczyć.

Tymczasem przywiązywałam się coraz bardziej do matki i jej wpływu. Znów nasiliły się walki z ojcem. Tym razem to on walczył o moją akceptację, choć tego nie musiał robić. Już go zaakceptowałam takim jakim był. Musiałam się wyprowadzić do babci, te wojny z nim wykańczały mnie psychicznie.

„Wybaczam Ci tato, nie wiedziałeś. Mogłam Ci powiedzieć o swoich uczuciach. Nie potrafiłam.”

„-Aniele, dzięki, że mi to uświadomiłeś…”

Tymczasem wszystko z filmami coraz bardziej mnie fascynowało. Myślałam o szkole filmowej, ale z tak słabymi ocenami nie miałam szans, więc chodziłam do biblioteki i zbierałam informacje na ich temat. Coraz częściej też chodziłam do kina.

Po wyprowadzeniu się do babci, ten czas upłynął spokojnie…

Nie wiedziałam kim chcę zostać, było mi to obojętne. Mama wybrała mi zawód. Poszłam do szkoły krawieckiej. Zdałam egzaminy, to był mój mały sukces, w szkole ludzie mnie akceptowali, bo nikt mnie nie znał, więc mogłam wszystko zacząć od początku. Zaprzyjaźniłam się z kilkoma koleżankami. To były szczęśliwe chwile.

Postanowiłam z ojcem się dogadać. Obserwowałam go, chciałam wiedzieć co lubi. Jest muzykiem, więc słuchałam tego co on, wpadał w podziw, że ma taką córkę. Przejęłam jego niektóre poglądy. Unikałam z nim walk.

Nawet znalazłam wspólne z nim zainteresowania. To były filmy. Oglądaliśmy razem westerny i filmy popularnonaukowe.

„-Przepraszam Cię tato, ale nie przepadam za muzyką, której słuchasz. Chciałam, żebyś mnie akceptował.  Chciałam Ci pomóc, żebyś odniósł sukces, ale nie potrafiłam Ci pomóc. Przepraszam.”

„-Aniele, dzięki, że mi to uświadomiłeś.”

W tym czasie pojawiło się SB Radio w naszym domu. To był dla mnie raj. Zjawiło się mnóstwo ludzi wokół nas, pozytywnie nastawionych do życia. Obie z siostrą chodziłyśmy na liczne spotkania, dużo rozmawiałyśmy przez radio. Miałam nawet pierwszego chłopaka. Był inteligentny, ale małomówny, mało się uśmiechał, nie czułam się przy nim swobodnie. Nie był konsekwentny w tym co robił. Doprowadzał mnie tym do szału. Pogoniłam go w końcu.

Problemy się zaczęły, gdy jedna z koleżanek wykryła jak krucha jestem i jak łatwo mnie zranić. Coraz bardziej mi dokuczała. Im mniej się broniłam przed nią tym brutalniejsza się stawała, nawet próbowała mnie ośmieszyć wobec klasy, niestety tu się przeliczyła, więc stosowała coraz to brutalniejsze sposoby. Doprowadziła, że skończyły się moje przyjaźnie. Tylko ten jeden raz postawiłam się jej, gdy próbowała jedną ze słabszych koleżanek też dokuczyć, wtedy przebrała się miarka i oberwała ode mnie. Oczywiście zemściła się na mnie…

Przestało mi sprawiać przyjemność rozmowy przez SB Radio. Odsunęłam się od ludzi. Było mi wszystko jedno co dalej będzie ze mną…

Moja przeszłość – podstawówka – cześć II

Życie w podstawówce to kolejny rozdział w życiu o którym wolałabym zapomnieć. Nie byłam wstanie skoncentrować się na nauce. Wolałam oddawać się marzeniom, snuć niesamowite historie bohaterów, świat w którym byłam ważna. Miałam przyjaciół. Tymczasem rzeczywistość miała się inaczej. Ciągłe walki z ojcem o uwagę, zmuszanie mnie na siłę do nauki przez matkę, zazdrość o siostrę, której lepiej wszystko wychodziło ode mnie, której uwagę ojciec więcej poświęcał. Miała zawsze dużo przyjaciół wokół siebie. Umiała ich zdobywać.

Zaczęłam ją wykorzystywać do zdobywania dla siebie przyjaciół. Skoro ona umie, to dlaczego nie mogłaby mnie kilku podrzucić. Dziś napawa mnie to odrazą. Jak mogłam ją tak wykorzystywać, ale wtedy dla mnie nie było to tak oczywiste. Pokochałam ją. Podziwiałam, za to jaka była, więc dlaczego nie mogłaby mi w tym pomóc. Zabawiała moich przyjaciół na przyjęciach urodzinowych i imieninowych. Byłam z niej dumna, przy okazji czerpałam przyjemność z bycia wśród ludzi, którzy podziwiali moją siostrę. Cóż ja taka nie byłam.

Z siostrą bawiłyśmy się w odgrywanie ról, ja pisałam do nich scenariusze. Ja odgrywałam kilka postaci, ona jedną. Siostrze bardzo się to podobało, więc coraz bardzie komplikowałam losy bohaterów.

„- Dzięki Ci siostro, że przy mnie byłaś i mnie wspierałaś! Dzięki Tobie  nie zwariowałam!”

Nauczycielka również dołożyła się do tego wszystkiego. Uwielbiała uczniów, którzy podlizywali się jej, a resztę ignorowała lub zawstydzała wobec całej klasy. Oczywiście ja byłam twarda, nie mogła mnie w żaden sposób zawstydzić, nie pokazywałam po sobie jak mnie to boli, albo wcale nie zwracałam na to uwagi.

Któregoś dnia zrobiłam jej przykrość, zupełnie niechcący. Była komisja, która oceniała nauczycieli. Zgłosiłam się na ochotnika, znałam odpowiedź na pytanie, które zadała uczniom. Niestety zacięłam się i nie byłam wstanie wydobyć z siebie głosu. Uśmiechnęła się i poprosiła mnie, żebym usiadła. Myślałam, że to koniec, a to był dopiero początek moich kłopotów. Zemściła się na mnie okrutnie. Odsunęła ode mnie jedyne moje dwie przyjaciółki. Mówiły, że coś ze mną nie tak i nie powinny się ze mną widywać. Rodzice zabronili im. Ponieważ mnie lubiły, w końcu zaczęłyśmy się spotykać po kryjomu, aż sprawa ucichła. Ten epizod był kolejnym bolesnym doświadczeniem, który na długo mi utkwiło w pamięci.

Zaczęłam zdobywać przyjaciół przez robienie dla nich rzeczy, które dla mnie nie sprawiały problemów, a dla nich tak. Na przykład odrabianie za nich prac domowych z niektórych przedmiotów w których byłam dobra. Wiedziałam, że mnie wykorzystywali. Były to krótko trwałe przyjaźnie, po czym odsuwali się ode mnie jak od trędowatej.

Tymczasem im bliżej było końca szkoły podstawowej, tym bardziej nasilały się walki między mną a moim ojcem. Chciałam, żeby wreszcie mnie zaakceptował.

Mama często dawała opinie o różnych ludziach, że ten jest inteligentny, albo tamten. Zastanawiałam się nad znaczeniem tego słowa. W takim razie co o mnie sądziła? Kim naprawdę jestem? Czy jestem inteligentna?  Co sądzą o mnie inni? Nigdy nie zadałam tego pytania, ani jej, ani nikomu. Bo tak naprawdę nikt nie wiedział jaka jestem. Zamknięta w sobie, mało się odzywałam, tylko do otwartych ludzi byłam śmielsza. Natomiast często mi powtarzała, że urodziłam się pechowcem i całe życie czeka mnie pech. Cóż wierzyłam jej.

„- Mamo, dlaczego mi to mówiłaś? Ale wybaczam Ci, nie wiedziałaś jaki to na mnie będzie miało wpływ.”

Podświadomie wyczuwałam osoby nieprzeciętnie inteligentne, ale przez opinie matki, unikałam ich. Czułam się głupia przy nich, bo nie wiedziałam czy jestem taka jak oni, czy mnie zaakceptują i nie zrobią ze mnie pośmiewisko. Tak się składa, że to nie oni robili ze mnie pośmiewisko, ale osoby niepewne siebie, które miały przyjemność z dokuczania mi.

„- Mamo, czemu mi nie powiedziałaś wcześniej, że jestem inteligentna i bystra.  Nie czułabym się taka głupia przez całe moje życie! Przepraszam, że nie spytałam Cię o to wcześniej, tylko dopiero przed Twoim odejściem.”

„-Aniele, dzięki, że mi to uświadomiłeś i zdążyłam zadać jej to pytanie!”

Moja przeszłość – dzieciństwo – cześć I

Moje życie zmieniło się w ostatnich tygodniach o 180 %, bo ktoś we mnie uwierzył, mój Anioł. Pozwolił zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w moim życiu, że nie osiągnęłam do tej pory sukcesu i dlaczego tak często się poddaję.

Historia się zaczęła w dniu moich urodzin. Moja mama wydała mnie na świat 31 stycznia 1973 roku o godzinie 8:15. Świat, który okazał się dla mnie piekłem na ziemi. W pierwszych moich latach często chorowałam i nie mogłam przebywać w przedszkolu. Byłam spokojnym dzieckiem. Bawiłam się sama w pokoju, mamie to odpowiadało, ponieważ miała pracę  jako architekt. Często zostawiała mnie samą.

Rozwijałam się prawidłowo. Szybko się uczyłam chodzić, mówić, aż któregoś dnia zamilkłam. Nie chciałam się uczyć mówić, wręcz przestałam w ogóle to robić. Mama tłumaczyła mi, że to przez częste choroby i coś mi musiało zaszkodzić, być może jakieś antybiotyki.

Myliła się, pamiętam jedno wydarzenie, które utkwiło mi w pamięci na zawsze. W przedszkolu Pani odkryła, że zrobiłam siku w łóżku. Zdjęła gwałtownie kołdrę pokazując plamę  i zawstydziła mnie przed wszystkimi dziećmi. To mi uświadomiło teraz, że to było przyczyną zamknięcia się w sobie. Było to tak głębokie, bolesne uczucie, że do dziś mam ten obraz w głowie. Od tamtej pory trudno mnie było  zawstydzić. Nie pokazywałam tego po sobie lub w ogóle nie zwracałam uwagi.

Mama niestety źle zinterpretowała moją zmianę zachowania, szukała pomocy u psychologów, ale to też na nic się zdało. Nie potrafili mi pomóc. To były czasy komuny. W sumie pogorszyli jeszcze sprawę. Nie lubiłam, gdy po rozmowie z psychologiem mama rozmawiała z nimi za zamkniętymi drzwiami. Chciałam wiedzieć o czym rozmawiają o mnie otwarcie. To wywoływało we mnie frustrację, złość i coraz większą niechęć do psychologów. Coraz częściej kłamałam psychologom i mówiłam mamie, że są głupi. Nie zorientowali się, że robię ich w balona. Wreszcie znalazł się ktoś, kto chciał mi pomóc. Pani psycholog zrozumiała jak bardzo niskie mam poczucie wartości, otworzyłam się przed nią, bo była osobą ciepłą i otwartą. Niestety i ona popełniła błąd, który do dziś płaciłam. Kazała mnie w szkole motywować wobec całej klasy, odczułam to jako objaw manipulacji mną i próbę zawstydzenia mnie wobec całej klasy. Mama mnie też w domu motywowała do nauki, co też uznałam za objaw manipulacji, ponieważ wyczuwałam w tym nieszczerość, próbę wpłynięcia na mnie. Buntowałam się w szkole i w domu. Nie chciałam się uczyć, przyjaźnić się z rówieśnikami, którzy musieli myśleć o mnie jak najgorsze rzeczy. Tak przynajmniej sądziłam.

Ojciec się do tego jeszcze przyczynił, powiedział najboleśniejsze słowa w moim życiu:
– „Ona powinna iść do szkoły specjalnej!!”
Ojciec, który był dla mnie wszystkim, kimś najważniejszym w moim życiu, powiedział mi takie słowa… Wywołał we mnie nienawiść, która ciągnęła się wiele lat…

Tak zaczęły się moje najgorsze chwile w moim życiu… za, które i wiele innych pokutuję aż do dziś…

Mój Anioł to naprawił… Wygoił moje rany na duszy…

Nerwowy dzień

To był najbardziej nerwowy czwartek w ostatnim czasie i najbardziej zajęty tydzień. Nie wytrzymałam tego napięcia. Poryczałam się jak dziecko. Nieprzyjemna rozmowa z klientem skończyła się dobrze, ale i tak wyprowadziła mnie z równowagi.

Chwilami chciałabym odpocząć od wszystkiego i zacząć od nowa.

Bardzo pomogły mi filmy indyjskie. Poczułam się dużo lepiej psychicznie. Mało tego nabrałam większej ochoty do życia. Nawet nie jestem wstanie napisać jak ogromne wrażenie zrobiły na mnie te filmy. Tańce, śpiewy i muzyka. Wszystko mi się w nich podobało. Do dziś (od września) codziennie puszczam fragment filmu lub samej muzyki, żeby się motywować.

Drugą rzeczą, która mnie zmotywowała, był program obejrzany w październiku na MTV  „Zdążyć przed śmiercią (Buried Life)”, gdzie kilku przyjaciół sporządziło sobie listę 100 marzeń, które chcą zrealizować przed śmiercią. Podczas ich podróży po USA m.in. próbują wedrzeć się na pokaz premierowy filmu „Transofrmers 2”, umówić z Megan Fox, wbić się na imprezę Hugh Hefnera i zagrać w kosza z Barackiem Obamą. Nie robią jednak wszystkiego dla siebie. Znajdują też czas na spełnianie marzeń innych: pomagają dziewczynce przełamać strach przed rollecoasterami, zdobywają też sprzęt do pracowni komputerowej dla ubogich dzieci.

Spisałam sobie listę 100 marzeń. Jednym z tych punktów jest spotkać się z indyjskim aktorem, który mnie tak poruszył w tych filmach i wywołał we mnie tyle pozytywnych emocji. Zamierzam też pomóc w spełnieniu marzeń innym.

Przez ostatnie miesiące zmagałam się dalej z długami i kolejnym problemem – zdrowie. Przez te stresy miałam problemy z sercem. Czułam się osłabiona, nie mogłam jeść, bez przerwy spałam w dzień, a w nocy z kolei nie mogłam zasnąć.

Oczywiście szukałam sposobu na rozwiązanie naszego problemu. Udało nam się nawet zapisać do klubu biznesowego. Pomogło to nam znaleźć kilka zleceń. Sytuacja zaczęła się nam normować.

Wróciłam do swojej wizji, nieco ją zmodyfikowałam. Codziennie piszę plan jej realizacji. Tymczasem ćwiczę wystąpienia przed kamerą by nabrać pewności siebie. W przyszłości chcę prowadzić telewizję  internetową. Występować publicznie.

Trochę przez problemy zaniedbałam postanowienia, a kto mało ćwiczy, mało osiąga.

Zmiany na lepsze?

Ostatnie trzy miesiące były dla mnie dramatyczne. Popadałam w depresje i nie mogłam się skupić na pracy. Wszelkie plany legły w gruzach. Zobowiązania finansowe rosły, a ja nawet złotówki nie mogłam za nie zapłacić. Prąd, gaz od marca nie zapłacony. Tymczasem wezwania dostałam chyba ze trzy z rosnącym długiem, bo przecież kolejne faktury i odsetki za poprzednie doszły. Dostałam w końcu wypowiedzenie z elektrowni. Usiadłam i nie byłam wstanie z siebie nic wydobyć. To koniec wszystkiego. Moje kochanie próbował mnie uspokoić, ale widziałam, że i on zrobił się na twarzy zielony.

Postanowiłam działać mimo stresu. Szukałam pracy. Dawałam wszędzie ogłoszenia, czasem coś wpadało, ale wszystko na jedzenie i najpilniejsze rachunki jak telefon, czy internet, który jest mi niezbędny do pracy. Po za tym nic więcej.

Wmawiałam sobie, że trudno. Nic więcej nie jestem wstanie zrobić. Nie mam takiej silnej woli, by zrobić więcej niż to co potrafię najlepiej.

Łapałam nawet prace dorywcze, gdzieś w terenie, po za domem, aby mieć cokolwiek, chociaż chwilami nie znosiłam tej roboty, ale pozwoliło mi to zapomnieć o problemach.  Dziwne, ale właśnie te prace uratowały mnie przed jeszcze większą katastrofą finansową.

Na początku lipca zdjęto mi licznik na prąd, a właśnie dostałam pieniądze za ostatnią pracę dorywczą i kartę kredytową, którą od razu aktywowałam. Spłaciłam większość długu i znów mam podłączony licznik. Dostałam też za poprzednie prace, które wykonywałam w domu i inne długi zaczęłam spłacać. Jeszcze trochę i prawie wyjdę na prostą.

Myślę, że nie przeżywałam aż tak mocno tego zdjęcia licznika, ponieważ już wiedziałam, że mogę spłacić dług, gdyby to działo się wcześniej, gdybym nie miała na spłatę, byłoby to dla mnie najdramatyczniejszym przeżyciem. Zwłaszcza, że pracuję w domu i potrzebuję prądu.

Jedno jest pewne, nie mogę myśleć o problemach tylko muszę skupić się na rozwiązaniach…

Czy człowiek jest wstanie zmienić samego siebie? Kiedyś wierzyłam, że to jest bardzo proste, wystarczy myśleć inaczej. Zmienić sposób myślenia. Działać i wszystko będzie dobrze. Szło we właściwym kierunku.  Niestety to nie takie proste. Dlaczego dla jednych jest to łatwiejsze, dla innych nie?

Znam na to odpowiedź. Z niskiego poczucia wartości. To jest główny problem większości z nas. Nawet jeśli masz wizje, duże plany, nici jeśli nie będziesz wierzyć w siebie.  Wizja jest dla Ciebie czymś nie osiągalnym, plany są wtedy nie doskonałe, dlatego, że zbyt trudne do zrealizowania. Nie mają z tym problemu ludzie, którzy mają wysokie poczucie wartości i dla nich nie istnieją przeszkody nie do pokonania.

Jak sobie z tym radzić? Po 6 latach zmagań, a może i dłużej nie znam na to odpowiedzi. Wmawianie sobie, że jest się kimś ważnym, nie daje rezultatów, bo człowiek sam sobie nie wieży. W działaniu? Zbyt częste porażki, nie sprzyjają w lepszym myśleniu o sobie. Rzadko się dostrzega te dobre strony, kiedy jest zbyt dużo złych. Rodzina? Jeśli rodzina nie akceptuje tego co robisz, to tylko zwiększy Twoją niepewność. Przyjaciele? Może być to dobry pomysł, ale muszą to być osoby optymistyczne i które naprawdę w Ciebie wierzą, bo tylko ich szczerość może Ci pomóc.

Innych skutecznych  sposobów na razie nie znam.

Choć mówię innym, że mają się nie stresować, bo to szkodzi zdrowiu, ja sama nie potrafię z tym walczyć. Wszystko mieliśmy idealnie zaplanowane i nawet zaczęliśmy je realizować. Niestety nieudane, nie tak jakby się chciało. Minął miesiąc i jesteśmy w tym samym miejscu i jeszcze bardziej zestresowani niż na początku. Planowanie samo było naprawdę relaksujące.

Zaczynam mieć czarne myśli i koszmarne sny. Wciąż nie wiem co robimy nie tak, że nigdy nam to nie wychodzi, mimo, że robimy w podobny sposób jak konkurencja, lecz nie mamy tych samych wyników, wręcz przeciwnie.

Planowaliśmy zarobić przez miesiąc 3,5 tys. A zarobiliśmy… 24 zł!! Przez miesiąc! Koszmar. Dlaczego innym to łatwiej przechodzi niż nam. Robiliśmy przecież badanie rynku, pytaliśmy się znajomych jak się wyróżniamy. Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, a tu taka niespodzianka przykra.

Nie jestem wstanie już powiedzieć, czy to pech nas prześladuje, czy może za mało się jeszcze staramy. Nie chcę skończyć jak Ed Wood.

Ok. Dosyć tych narzekań. Podniosę się z klęczek i zabiorę się znów do roboty. W końcu nigdy się nie poddałam i nie zamierzam poddać.