Życie w podstawówce to kolejny rozdział w życiu o którym wolałabym zapomnieć. Nie byłam wstanie skoncentrować się na nauce. Wolałam oddawać się marzeniom, snuć niesamowite historie bohaterów, świat w którym byłam ważna. Miałam przyjaciół. Tymczasem rzeczywistość miała się inaczej. Ciągłe walki z ojcem o uwagę, zmuszanie mnie na siłę do nauki przez matkę, zazdrość o siostrę, której lepiej wszystko wychodziło ode mnie, której uwagę ojciec więcej poświęcał. Miała zawsze dużo przyjaciół wokół siebie. Umiała ich zdobywać.
Zaczęłam ją wykorzystywać do zdobywania dla siebie przyjaciół. Skoro ona umie, to dlaczego nie mogłaby mnie kilku podrzucić. Dziś napawa mnie to odrazą. Jak mogłam ją tak wykorzystywać, ale wtedy dla mnie nie było to tak oczywiste. Pokochałam ją. Podziwiałam, za to jaka była, więc dlaczego nie mogłaby mi w tym pomóc. Zabawiała moich przyjaciół na przyjęciach urodzinowych i imieninowych. Byłam z niej dumna, przy okazji czerpałam przyjemność z bycia wśród ludzi, którzy podziwiali moją siostrę. Cóż ja taka nie byłam.
Z siostrą bawiłyśmy się w odgrywanie ról, ja pisałam do nich scenariusze. Ja odgrywałam kilka postaci, ona jedną. Siostrze bardzo się to podobało, więc coraz bardzie komplikowałam losy bohaterów.
„- Dzięki Ci siostro, że przy mnie byłaś i mnie wspierałaś! Dzięki Tobie nie zwariowałam!”
Nauczycielka również dołożyła się do tego wszystkiego. Uwielbiała uczniów, którzy podlizywali się jej, a resztę ignorowała lub zawstydzała wobec całej klasy. Oczywiście ja byłam twarda, nie mogła mnie w żaden sposób zawstydzić, nie pokazywałam po sobie jak mnie to boli, albo wcale nie zwracałam na to uwagi.
Któregoś dnia zrobiłam jej przykrość, zupełnie niechcący. Była komisja, która oceniała nauczycieli. Zgłosiłam się na ochotnika, znałam odpowiedź na pytanie, które zadała uczniom. Niestety zacięłam się i nie byłam wstanie wydobyć z siebie głosu. Uśmiechnęła się i poprosiła mnie, żebym usiadła. Myślałam, że to koniec, a to był dopiero początek moich kłopotów. Zemściła się na mnie okrutnie. Odsunęła ode mnie jedyne moje dwie przyjaciółki. Mówiły, że coś ze mną nie tak i nie powinny się ze mną widywać. Rodzice zabronili im. Ponieważ mnie lubiły, w końcu zaczęłyśmy się spotykać po kryjomu, aż sprawa ucichła. Ten epizod był kolejnym bolesnym doświadczeniem, który na długo mi utkwiło w pamięci.
Zaczęłam zdobywać przyjaciół przez robienie dla nich rzeczy, które dla mnie nie sprawiały problemów, a dla nich tak. Na przykład odrabianie za nich prac domowych z niektórych przedmiotów w których byłam dobra. Wiedziałam, że mnie wykorzystywali. Były to krótko trwałe przyjaźnie, po czym odsuwali się ode mnie jak od trędowatej.
Tymczasem im bliżej było końca szkoły podstawowej, tym bardziej nasilały się walki między mną a moim ojcem. Chciałam, żeby wreszcie mnie zaakceptował.
Mama często dawała opinie o różnych ludziach, że ten jest inteligentny, albo tamten. Zastanawiałam się nad znaczeniem tego słowa. W takim razie co o mnie sądziła? Kim naprawdę jestem? Czy jestem inteligentna? Co sądzą o mnie inni? Nigdy nie zadałam tego pytania, ani jej, ani nikomu. Bo tak naprawdę nikt nie wiedział jaka jestem. Zamknięta w sobie, mało się odzywałam, tylko do otwartych ludzi byłam śmielsza. Natomiast często mi powtarzała, że urodziłam się pechowcem i całe życie czeka mnie pech. Cóż wierzyłam jej.
„- Mamo, dlaczego mi to mówiłaś? Ale wybaczam Ci, nie wiedziałaś jaki to na mnie będzie miało wpływ.”
Podświadomie wyczuwałam osoby nieprzeciętnie inteligentne, ale przez opinie matki, unikałam ich. Czułam się głupia przy nich, bo nie wiedziałam czy jestem taka jak oni, czy mnie zaakceptują i nie zrobią ze mnie pośmiewisko. Tak się składa, że to nie oni robili ze mnie pośmiewisko, ale osoby niepewne siebie, które miały przyjemność z dokuczania mi.
„- Mamo, czemu mi nie powiedziałaś wcześniej, że jestem inteligentna i bystra. Nie czułabym się taka głupia przez całe moje życie! Przepraszam, że nie spytałam Cię o to wcześniej, tylko dopiero przed Twoim odejściem.”
„-Aniele, dzięki, że mi to uświadomiłeś i zdążyłam zadać jej to pytanie!”