W sobotę 10 kwietnia spałam sobie w najlepsze, kiedy zadzwonił telefon. Dzwoniła siostra.

– Mieliśmy katastrofę samolotu! – mówi do mnie z przejęciem.
– U Was? – mówię ledwo przytomna, pomyślałam od razu, że samolot jakiś rozbił się koło nich, mieszkają w końcu blisko lotniska.
– Nie u nas. W Smoleńsku. Prezydent zginął! Włącz telewizor!
– Co?? – tym razem szybko oprzytomniałam.

Po włączeniu telewizora, nie byłam wstanie w to uwierzyć i z pewnością większość z nas. Najpierw tylko Trójka nadawała, żaden inny, więc pomyślałam, że to może jakaś pomyłka, że to nie potwierdzone informacje. Kiedy okazało się, że jednak to prawda, patrzyłam w telewizor jakby pokazywali tam niestworzone rzeczy. Prędzej uwierzyłabym, że wylądowali kosmici, niż w to. Najgorsze było to, że nie tylko prezydent, ale większość naszej elity polski. Uroniłam łzy. W tej chwili nie było ważne, czy ich lubiłam czy nie.

Zaglądałam na zagraniczne strony gazet, praktycznie każda gazeta na jaką weszłam pisała o tej katastrofie, poświęcając coraz więcej miejsca wyłącznie na to. Zawsze chciałam, żeby pisali o nas, zwracali na nas większą uwagę, ale nie z powodu katastrof. Teraz byliśmy na oczach całego świata. Nawet niektóre gazety przytaczały naszą historię i historię Katynia. Gdyby nie to, pewnie świat by o nas niewiele wiedział.

Chyba wychodzi ze mnie patriotyzm, a nie posądzałam się o to. Uważałam się za osobę wolną, która może żyć gdzie chce i dla kogo chce. Drażniły mnie kłótnie w Polsce, w polityce. Z czego tu można być dumnym. Może to teraz się zmieniło, bo ja się zmieniłam. Patrzę tylko na dobre strony. Zawsze byliśmy przez innych gnębieni, ale nasza siła, chęć bycia wolnym była tak silna, że zawsze wychodziliśmy z tego zwycięsko. Łączyliśmy się i wspólnie walczyliśmy o wolność. To nas wyróżniało od innych Państw…